Jak żyć?! Gdzie być?! Najlepiej wszędzie... ale jako że akurat nie mamy na stanie żadnego urządzenia teleportującego, to musimy kombinować. Sprawiedliwie dzielimy czas między podlesickie szkolenia a odbywające się w Huciskach Dni Wspinania.
źródło: fanpage Formy na Szczyt |
W tak zwanym międzyczasie nadchodzi pora, żeby coś zjeść. Wybór jest oczywisty - Trafo Base Camp! Jeśli tylko będziecie kiedyś w okolicach Podlesic, koniecznie tam zajrzyjcie. To 3w1 - sklep wypełniony sprzętem wspinaczkowym i outdoorowym, hostel i knajpa. W knajpie zarówno kawa, ciacho, herbata, porządny wybór alkoholi i bezalkoholi wszelakich, jak i zestawy śniadaniowe oraz lunchowe w zdecydowanie niewarszawskich cenach i porcjach. Do tego półki uginające się pod ciężarem książek, gustownie urządzony ogródek i wcale-nie-taka-mini boulderownia na deszczowe dni. Brzmi jak raj, prawda? A jeśli dodamy do tego wszechobecne znajome twarze, to brak mi już słów zachwytu :) Przerwę obiadową wykorzystujemy więc na spotkanie z Moniką i Tomkiem z KW Lublin, którzy sobotę spędzają na Zgromadzeniu Delegatów PZA. Z przyjemnością nadrabiamy towarzyskie zaległości i tak w mgnieniu oka mija nam godzinna przerwa obiadowa. Czas wracać do obowiązków ;)
Ekipa z Formy na Szczyt ułożyła na podłodze sali wykładowej maty celem zwiększenia komfortu i ułatwienia integracji uczestników. Wszystko super, tylko w połączeniu z wszechobecną duchotą i gorącem oraz poobiednią sennością wygodne maty stanowią trudną do odparcia pokusą. Ale - jak się chce jechać na K2, to trzeba być twardym :) Tymczasem najwyższy czas już rozstawić fundacyjne stoisko na Dniach Wspinania, z drobną pomocą Jurka i jego auta przenosimy się więc 3 kilometry dalej.
W Małych Dolomitach począwszy od godziny 14 odbywają się kolejne spotkania i prelekcje: Bartka Andrzejewskiego, Grzegorza Gawlika, Ryszarda Pawłowskiego, Andrzeja Machnika i w końcu Alexa Txikona. Dookoła kręci się sporo dzieciaków, które z przyjemnością częstujemy balonami, przypinkami, naklejkami i słodkimi krówkami. Do tego kolejne przemiłe spotkania z dawno lub dawniej niewidzianymi znajomymi. Trafia nam się też fantastyczna pogoda - nie ma jakiegoś koszmarnego upału, ale cały czas przyjemnie przygrzewa słoneczko. Nic dziwnego, że pierwszą wolną chwilę wykorzystujemy na spacer po okolicy. Jest spokojnie, cicho i po prostu pięknie. Dookoła drzewa i skały, pod stopami pachnące trawy i kwiaty, w ręku orzeźwiający napój :) Znacie lepszy sposób na spędzenie sobotniego popołudnia?
Powoli ciemniejące niebo jest oczywistym znakiem, że nadchodzi pora na nieco mniej formalną integrację. W tym roku ognisko zastępuje nam kominek - pełniący funkcję bardzo praktyczną, jako że po zmroku robi się naprawdę zimno i nieodzowna staje się kurtka albo przynajmniej ciepła bluza. Przy ciepłym jedzeniu, zimnym piciu i fascynujących opowieściach z różnych stron kraju i świata łatwo jest stracić poczucie czasu... O naprawdę późnej porze przypomina nam coraz zacieklej kąsający chłód i opustoszałe stoły. Nie składamy jednak broni i postanawiamy sprawdzić, jak wygląda sytuacja w Trafo. To dobry strzał - tam ciepło, ludno i gwarno :) Kolejne godziny mijają coraz szybciej... Zapowiada się, że w tym roku obędzie się bez tańców, co - nie ukrywam - budzi we mnie wewnętrzny sprzeciw, gdy wtem! Przecież nie bez powodu w miejscu naszego noclegu odbywa się najprawdziwsze wesele... Radosne pląsy do disco polo w hallu zajazdu o 3 w nocy - tego jeszcze nie grali! Pozytywne zakręcenie, świr i szaleństwo to chyba to, co najbardziej kocham w górskich znajomych :D A na koniec jeszcze ognisko - wprawdzie pięcioosobowe, ale jest!
3:34. Chyba czas iść spać... |
źródło: fanpage Formy na Szczyt |