wtorek, 30 maja 2017

Jurassic Park, czyli szalony weekend w skalistej scenerii

Majowy weekend na Jurze kojarzy mi się przede wszystkim z klęską urodzaju. W ciągu dwóch (co prawda długich) dni na przestrzeni kilku kilometrów kwadratowych odbywają się organizowane przez Fundację Kukuczki szkolenia dla grup wyjeżdżających w góry wysokie, Otwarte Dni Wspinania pękające w szwach od ciekawych prelekcji i warsztatów oraz Walne Zgromadzenie Delegatów PZA. Do tego tradycyjnie jeszcze ognisko z okazji otwarcia sezonu wspinaczkowego KW Warszawa, w tym roku przełożone na inny termin.
Jak żyć?! Gdzie być?! Najlepiej wszędzie... ale jako że akurat nie mamy na stanie żadnego urządzenia teleportującego, to musimy kombinować. Sprawiedliwie dzielimy czas między podlesickie szkolenia a odbywające się w Huciskach Dni Wspinania.

źródło: fanpage Formy na Szczyt
Lwia część szkoleń spoczywa w tym roku na barkach ekipy z Formy na Szczyt. Marta Naczyk opowiada o żywieniu na nizinach i na wyżynach, Karol Hennig o przygotowaniu kondycyjnym, zaś Robert Szymczak o medycynie wysokogórskiej. Wszystko podporządkowane zbliżającej się wielkimi krokami zimowej wyprawie na K2. Jednakże nawet ja - która prędzej zatańczy w balecie niż stanie na himalajskim szczycie - wyciągam z wykładów sporo przydatnych informacji. Odkryciem dnia jest dla nas niewątpliwie polecana przez Martę superzdrowa pierzga – sfermentowana mieszanka miodu, pyłku oraz mleczka pszczelego. Niewielkie kuleczki w smaku przypominają rodzynki z nutką miodu. Z zaciekawieniem czekam na część Roberta – bo o ile Marty i Karola miałam okazję kilkukrotnie posłuchać w Warszawie, to z dr Szymczakiem jakoś jeszcze przyjemności nie miałam. Cóż, będę musiała jeszcze poczekać - podczas jego szkoleń lądujemy już na "konkurencyjnej" imprezie w Huciskach.


W tak zwanym międzyczasie nadchodzi pora, żeby coś zjeść. Wybór jest oczywisty - Trafo Base Camp! Jeśli tylko będziecie kiedyś w okolicach Podlesic, koniecznie tam zajrzyjcie. To 3w1 - sklep wypełniony sprzętem wspinaczkowym i outdoorowym, hostel i knajpa. W knajpie zarówno kawa, ciacho, herbata, porządny wybór alkoholi  i bezalkoholi wszelakich, jak i zestawy śniadaniowe oraz lunchowe w zdecydowanie niewarszawskich cenach i porcjach. Do tego półki uginające się pod ciężarem książek, gustownie urządzony ogródek i wcale-nie-taka-mini boulderownia na deszczowe dni. Brzmi jak raj, prawda? A jeśli dodamy do tego wszechobecne znajome twarze, to brak mi już słów zachwytu :) Przerwę obiadową wykorzystujemy więc na spotkanie z Moniką i Tomkiem z KW Lublin, którzy sobotę spędzają na Zgromadzeniu Delegatów PZA. Z przyjemnością nadrabiamy towarzyskie zaległości i tak w mgnieniu oka mija nam godzinna przerwa obiadowa. Czas wracać do obowiązków ;)


Ekipa z Formy na Szczyt ułożyła na podłodze sali wykładowej maty celem zwiększenia komfortu i ułatwienia integracji uczestników. Wszystko super, tylko w połączeniu z wszechobecną duchotą i gorącem oraz poobiednią sennością wygodne maty stanowią trudną do odparcia pokusą. Ale - jak się chce jechać na K2, to trzeba być twardym :) Tymczasem najwyższy czas już rozstawić fundacyjne stoisko na Dniach Wspinania, z drobną pomocą Jurka i jego auta przenosimy się więc 3 kilometry dalej.


W Małych Dolomitach począwszy od godziny 14 odbywają się kolejne spotkania i prelekcje: Bartka Andrzejewskiego, Grzegorza Gawlika, Ryszarda Pawłowskiego, Andrzeja Machnika i w końcu Alexa Txikona. Dookoła kręci się sporo dzieciaków, które z przyjemnością częstujemy balonami, przypinkami, naklejkami i słodkimi krówkami. Do tego kolejne przemiłe spotkania z dawno lub dawniej niewidzianymi znajomymi. Trafia nam się też fantastyczna pogoda - nie ma jakiegoś koszmarnego upału, ale cały czas przyjemnie przygrzewa słoneczko. Nic dziwnego, że pierwszą wolną chwilę wykorzystujemy na spacer po okolicy. Jest spokojnie, cicho i po prostu pięknie. Dookoła drzewa i skały, pod stopami pachnące trawy i kwiaty, w ręku orzeźwiający napój :) Znacie lepszy sposób na spędzenie sobotniego popołudnia?



Powoli ciemniejące niebo jest oczywistym znakiem, że nadchodzi pora na nieco mniej formalną integrację. W tym roku ognisko zastępuje nam kominek - pełniący funkcję bardzo praktyczną, jako że po zmroku robi się naprawdę zimno i nieodzowna staje się kurtka albo przynajmniej ciepła bluza. Przy ciepłym jedzeniu, zimnym piciu i fascynujących opowieściach z różnych stron kraju i świata łatwo jest stracić poczucie czasu... O naprawdę późnej porze przypomina nam coraz zacieklej kąsający chłód i opustoszałe stoły. Nie składamy jednak broni i postanawiamy sprawdzić, jak wygląda sytuacja w Trafo. To dobry strzał - tam ciepło, ludno i gwarno :) Kolejne godziny mijają coraz szybciej... Zapowiada się, że w tym roku obędzie się bez tańców, co - nie ukrywam - budzi we mnie wewnętrzny sprzeciw, gdy wtem! Przecież nie bez powodu w miejscu naszego noclegu odbywa się najprawdziwsze wesele... Radosne pląsy do disco polo w hallu zajazdu o 3 w nocy - tego jeszcze nie grali! Pozytywne zakręcenie, świr i szaleństwo to chyba to, co najbardziej kocham w górskich znajomych :D A na koniec jeszcze ognisko - wprawdzie pięcioosobowe, ale jest!

3:34. Chyba czas iść spać...
Niedziela to szkolenie z rollowania w Podlesicach i kolejna odsłona Otwartych Dni Wspinania. Zostaję wysłana na wysuniętą placówkę w Huciskach. Na niedzielę zaplanowano trzy prelekcje: Andrzeja Marcisza, Marcina Tomaszewskiego i Carlosa Carsolio. Jest też dużo cieplej, dlatego po trzech godzinach na słońcu czuję się jak skwarka na patelni, a spalona skóra jeszcze przez kilka dni będzie mi przypominać o jurajskim weekendzie. Odkąd wysłałam własnego psa na czteromiesięczne wczasy, zachowuję się niczym pięciolatek wobec wszystkich napotkanych czworonogów, więc umilam sobie przedpołudnie zaprzyjaźnianiem się z lokalną i przyjezdną fauną. Skutkuje to również sympatyczną znajomością z Anią ze Szczecina (!), właścicielką uroczego beagle'a - pozdrawiam;) Droga do Warszawy mija nam na szczęście szybko i bezboleśnie - późnym popołudniem meldujemy się w stolicy.

źródło: fanpage Formy na Szczyt