wtorek, 27 września 2016

Spotkanie na szczycie

Budzik dzwoni kilka minut po piątej. Gdzie ja jestem, co ja robię? W półśnie zgarniam do plecaka ostatnie rzeczy i wychodzę na wczesnoporanny mróz. Pies wyraźnie daje mi do zrozumienia, że spacery o tej porze uważa za wyrafinowaną formę barbarzyństwa. Potem tylko tobołek na plecy i w drogę... Spotykamy się, gdy niebo nad Warszawą powoli zaczyna różowieć - ale absolutnie nie narzekamy, bo Monika i Piotrek musieli wstać w środku nocy, żeby dojechać do nas z Lublina. Ruszamy.

Niby do Lądka, a jednak nie do końca - bo z przystankiem. Ważnym przystankiem. Póki co kierunek Wrocław, a konkretnie Hospicjum Bonifratrów. Dziś odbędzie się tam wyjątkowa prelekcja polskich himalaistów. Kilka tygodni ustaleń, wymiany dziesiątek maili uwieńczone sukcesem. I niesamowicie cieszę się, że mogłam tam być, patrzeć i słuchać - mimo, że w żaden sposób nie byłam zaangażowana w przygotowania. Piotrek Tomala, Paweł Michalski i Rafał Fronia - ode mnie również z całego serca i przeogromne DZIĘKUJĘ! Nie trzeba chyba tłumaczyć, dlaczego prelekcja w hospicjum wymaga większego zaangażowania emocjonalnego niż spotkanie na górskim festiwalu. A zapewne - chociaż tu mogę mówić tylko za siebie - pozostawia również dużo trwalszy ślad w pamięci. Tym większe wyrazy wdzięczności dla chłopaków, że zdecydowali się podjąć wyzwanie.

Piotr Tomala, Paweł Michalski, Rafał Fronia; źródło: fanpage Hospicjum

Nigdy nie byłam w hospicjum. Bałam się, że poczuję się... przytłoczona. Nic z tych rzeczy! Wchodzimy, pierwsze wrażenie - wszyscy bez wyjątku pracownicy, zakonnicy i wolontariusze przemili i chętni do pomocy. Na ścianach wiszą zdjęcia z organizowanych wcześniej wydarzeń i własnoręcznie wykonane rysunki - widać, że to miejsce żyje! Wkrótce do sali przygotowanej na spotkanie przybywają pacjenci: wchodzący, wjeżdżający, wwożeni. Ożywieni, zaciekawieni. Jeszcze tylko szybka kawa na pobudzenie dla prelegentów i można zaczynać.

A zaczynamy... od filmu. Pacjentom trafiła się nie lada gratka: przedpremierowy pokaz filmu z tegorocznej letniej wyprawy unifikacyjnej na K2 - zorganizowanej w ramach programu Polski Himalaizm Zimowy. Oglądamy... i z niejakim zdziwieniem zauważamy się na kilku ujęciach. Rzecz jasna, nie znalazłyśmy się nawet w okolicach K2, ale żegnałyśmy chłopaków na warszawskim Okęciu :) Sam film w mojej, zdecydowanie subiektywnej ocenie - bo jednak mam do tej wyprawy i jej uczestników spory sentyment - świetny. Widać przede wszystkim jakość, która mogła zostać uzyskana dzięki wypożyczonemu przez firmę Canon i GoPro wysokiej klasy sprzętowi. No i warstwa muzyczna - jesteśmy zachwycone!

zasłuchani... źródło: fanpage Hospicjum

Potem na ekranie królowały już tylko zdjęcia i można było rozpocząć opowieści. Nie chciałabym przytaczać tu jakichś konkretnych wypowiedzi, w stylu: ten powiedział to, tamten to, a siamten jeszcze co innego. Bez sensu. Było... inaczej. Inaczej niż na rozmaitych górskich festiwalach czy nawet na prelekcjach bardziej kameralnych. I co gorsza nie do końca potrafię określić, na czym owa różnica polegała. Większość pytań była przecież niespecjalnie odkrywcza (i nie jest to absolutnie zarzut, a tylko proste stwierdzenie faktu!). Może więc to odpowiedzi okazały się inne niż zwykle?

Chyba tak. Bardziej... szczere, emocjonalne, rozbudowane. Panowie byli pytani między innymi o pierwsze doświadczenia z górami, o uczucie strachu podczas wspinaczki, o szczegóły dotyczące ostatniej wyprawy. Niby nic takiego, a jednak ja stałam i myślałam: wow, wow, wow. I nie chciałabym zostać źle zrozumiana, że wobec tego prelekcje "festiwalowe" są nieszczere i w ogóle to im się nie chce. Nie, to zupełnie nie tak! Myślę, że chłopaki za każdym razem dają z siebie maksimum, tylko ta prelekcja, ze względu na swój cel i charakter pozwoliła tę granicę 100 % jeszcze nieco przesunąć.

Wszyscy byliśmy absolutnie zasłuchani, ale nie na tyle, żeby zabrakło pytań od publiczności... Pytania były, dużo pytań! Szczególną aktywność przejawiał ciekawy wszystkiego przemiły przeor :)
Spotkanie zakończyła wymiana upominków. Wzrok mieszkańców hospicjum będzie przyciągało od piątku przepiękne zdjęcie K2 z podpisami trojga gości, zaś Paweł, Rafał i Piotrek otrzymali własnoręcznie wykonane i misternie zapakowane różańce.

prezenty! :)

I wiecie co? To naprawdę było spotkanie, które dawało nadzieję! Przypomina mi się teraz pewien cytat... dający się odnieść równie dobrze do codzienności pacjentów, jak i wysokogórskiej wspinaczki. "Dopóki walczysz, jesteś zwycięzcą!".

czwartek, 8 września 2016

Bez spiny w Zakopanem

Zakopiańskie Spotkania z Filmem Górskim mają w sobie coś niezwykłego. Nie wiem, może dlatego, że to jedyny duży festiwal, gdzie zmierzając do kina, podziwia się doskonale widoczny Giewont, a na rano, jeszcze przed prelekcjami, można bez problemu zaplanować szybki wypad w Tatry? A może - jak zawsze - chodzi o ludzi? Pod tym względem Lądek czy nawet Zakopane znacząco wygrywają z metropoliami Warszawy czy Krakowa - tu dużo łatwiej jest wpaść na siebie przypadkiem. Słysząc, że znajomi jedzą właśnie śniadanie w barze mlecznym, można dołączyć do nich po dziesięciu minutach, a nie po godzinie.

Jakie słowo najbardziej kojarzy mi się z zakopiańskim festiwalem? Niespiesznie. Bez spiny, za to w dobrym towarzystwie. Co ja mówię, dobrym? Najlepszym! Tradycyjnie już nie spędziliśmy zbyt wiele czasu na prelekcjach. Dlatego było go więcej na poranną jajecznicę, spacer po Krupówkach, partyjkę albo dwie w karty, pyszne lody... Na działania fundacyjno-promocyjne. Na poznawanie nowych ludzi (Monika, Dorota, Kasia - hello!) i zamienienie kilka słów ze znajomymi (Gosia, Karolina, Magda!), na leniwe obserwowanie zawodów boulderowych. Na dobrą zabawę wieczorem ;)

Prelekcje? Byłam na dwóch. Najpierw na tej osnutej wokół programu Polski Himalaizm Zimowy i zimowego K2, później słuchaliśmy Simone Moro i Alexa Txikona opowiadających o zimowym zdobyciu Nanga Parbat. Na obydwu była pełna sala.

Z tematem pierwszej prelekcji jestem chyba zbyt związana emocjonalnie, żeby coś więcej obiektywnie napisać. Były historie z przeszłości, opowieści o teraźniejszości i plany na przyszłość. Powiem tylko, że kolejna okazja do posłuchania chłopaków już w Lądku!

Zaś Simone i Alex dali show! Mówili długo i niektórym na widowni pod koniec już lekko kiwały się głowy (ale winiłabym za to głównie późną porę). Pokazali piękne zdjęcia i filmy, ale też mnóstwo emocji w samej opowieści. Zdobycie Nangi można z pewnością uznać za największe wydarzenie minionej zimy, więc tym bardziej warto posłuchać o tym historycznym wejściu. Mimo, że na spotkaniu było jedynie dwóch spośród czworga uczestników ataku szczytowego, Tamara Lunger i Ali Sadpara z pewnością nie zostali pominięci w ich historii. Faktycznie, pod koniec prezentacji pojawiło się kilka wstawek rodem raczej z przemowy motywacyjnej niż prelekcji na górskim festiwalu - ale uważam, że zachowane zostały odpowiednie proporcje, a to najważniejsze! (Wciąż prześladuje mnie wspomnienie zeszłorocznej prezentacji Ueli Stecka, która niemal w całości wypełniona była wyświechtanymi frazesami w rodzaju możesz wszystko i spełniaj swoje marzenia... Koszmar!)

Chłopaki, czyli Dream Team! Foto by Monika Kurowska


prelekcja PHZ - od lewej Janusz Majer, Krzysztof Wielicki, Janusz Gołąb i Jerzy Natkański. Foto by Monika Kurowska

Miejsce zdecydowanie sprzyjało więc luźnej atmosferze - ale to nie wszystko! Coś też i mi się wreszcie w głowie przestawiło. Wierzcie lub nie (bo wiem, że jak się rozgadam, to trudno mnie powstrzymać), ale z zasady jestem raczej nieśmiała w kontaktach z obcymi. A jeśli do tego jeszcze starszymi i cóż, często znanymi wcześniej z gazet czy innych internetów - to nietrudno się domyślić, że mój pierwszy Lądek, prawie równo dwa lata temu, był dla mnie z początku dość traumatyczny. Już wtedy koniecznie chciałam przelać swoje odczucia na papier, bo miałam przeświadczenie, że coś takiego, taka niesamowita przygoda, już więcej się nie powtórzy. Po części miałam rację. Opisałam więc każdą scenę, minutę po minucie.

Ostatnio te zapiski odnalazłam. Ciekawie jest móc spojrzeć na siebie samą sprzed kilku lat. Pisałam na przykład, że podchodzi, przedstawia się, "cześć". Odpowiadam "cześć", choć wolałabym pisnąć "dzień dobry". Brzmi śmiesznie, nie? Ale tak to wtedy było. A miałam wyjątkowego pecha, bo na tamten festiwal niemal w komplecie zjechały ekipy z obydwu wypraw PHZ w roku 2014. Kilkanaście osób. Jurek zaczął przedstawiać nam chłopaków: to jest Marcin, a to jest Piotrek... zaraz, przecież my jechaliśmy razem samochodem! Tę scenkę pamiętam do dziś :)

Potem było już tylko lepiej. Nigdy nie czułam się traktowana jak dziecko (i przeogromnie Wam za to dziękuję!), ale chyba sama czasem wtłaczałam się w taką rolę. Gdzieś podświadomie oczekiwałam, że zaraz usłyszę "Idź spać, a my tu sobie porozmawiamy o dorosłych sprawach". Chyba mi właśnie przeszło.
(I mam nadzieję, że nie czyta tego nikt, kto postanowi zażartować sobie moim kosztem i że w Lądku nie usłyszę: Agata, do łóżka!!!)

Fundacja Kukuczki zawsze na posterunku!